Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/50

Ta strona została przepisana.

Nadszedł piątek. Do tego dnia nie zdecydowała się jeszcze, gdzie i jak ma wyrwać szynę.
Pociąg ranny przejechał spokojnie. Widziała ich oboje. Ale wieczorem... o!... wieczorem musi już coś zrobić.
Nie będąc zajęta służbą, wybrała się ku tunelowi, chcąc dojść aż do miejsca, gdzie tor się rozdwaja i boczna odnoga skręca do Dieppe... tam będzie najlepiej.
Wycieczka w tunelu nie była dla niej nowością. Nieraz już tam chodziła w tem podziemiu długiem na pół mili, nieraz zdarzało się, że pociąg przebiegł tuż koło niej i gdyby tylko na chwilę straciła przytomność, gdyby poł kroku się ruszyła, nie wstałaby już więcej. A jednak to narażanie się na niebezpieczeństwo najwięcej ją tam wabiło.
Owego wieczora, a było to właśnie na tydzień przed śmiercią jej matki, przesunęła się ostrożnie koło budki stróża, weszła do środka i postępowała śmiało, trzymając się lewej strony, aby być pewną, że pociąg, idący z przodu, zawsze ją minie po prawej.
Naraz niewiadomo dlaczego, przyszło jej do głowy obejrzeć się po za siebie. Chciała zapewne sprawdzić, czy widać jeszcze czerwone latarnie pociągu, który przed chwilą przejechał w stroną Hawru.
W chwili, gdy zamierzała pójść dalej swoją drogą i w tym celu zwróciła się ku dawnemu kierunkowi, potknęła się wśród ciemności o coś, prawdopodobnie o szynę, i instynktownie, aby nie upaść, wykręciła się na jednej nodze.
Odzyskawszy równowagę, traciła zupełnie kierunek. Ciemno dokoła. Z której strony znikło czerwone światło? w którą stronę iść należy? którym torem będzie szedł pociąg nadchodzący?