Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/51

Ta strona została przepisana.

Z doświadczenia wiedziała, że wśród ciemności nigdy okiem rozróżnić nie można toru po którym pędzi lokomotywa.
Pomimo całej odwagi, oszołomiona łoskotem pociągu, który przebiegł przed chwilą, zatrzymała się, nie wiedząc co robić.
Przez chwilę starała się zebrać zmysły, przypomnieć sobie, wyrozumować.
Nagle strach ją opanował; zaczęła pędzie co sił przed siebie. Nie... nie!... ona nie chce być zabitą, dopóki tamtych nie zabije.
Nogi jej potykały się o szyny, upadała co chwilę, a to powiększało grozę położenia. Zdawało jej się, iż ściany tunelu zmniejszają swą odległość, zbliżają się ku niej, zaduszą ją lada chwilę. Odgłos jej własnych kroków odbijał o sklepienie przeraźliwem echem groźby. Co chwilę odwracała głowę, sądząc, iż czuje już palący oddech lokomotywy.
Dwa razy jakieś przeczucie ogarniało ją, iż w złym biegnie kierunku. Stawała na chwilę, zwracała się i biegła w przeciwną stronę, i znów po chwili tą samą wracała drogą...
I pędziła, pędziła wciąż, gdy przed nią, zdaleka zabłysła gwiazdka, oko okrągłe, promieniejące, zwiększające się z każdą chwilą. Tym razem oparła się gwałtownej chęci aby odwrócić się i uciekać przed tem okiem. Szła śmiało naprzód.
Gwiazda zamieniła się wkrótce w ognisko pełne żaru, w paszczę pieca olbrzymiego, pochłaniającego wszystko, co mu staje na drodze. Oślepiona tym blaskiem, oszołomiona łoskotem, odskoczyła na lewo, nie wiedząc kiedy i dlaczego.
Pociąg przebiegł koło niej tak błyskawica; czuła tytko przewiew wiatru, jakby wśród burzy gwałtownej.