Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/52

Ta strona została przepisana.

W pięć minut później wyszła z tunelu po stronie Malauney, cała i zdrowa.
Była godzina dziewiąta, jeszcze kilka minut, a nadejdzie pociąg z Paryża.
Nie zatrzymując się, szła szybko, uważając tylko po drodze na tor, czy nie trafi jej się jaka sposobność, z którejby mogła skorzystać.
Nareszcie doszła do miejsca, gdzie tor się rozdwajał. Na drodze ku Dieppe stał pociąg roboczy, który przywiózł kamienie, potrzebne do naprawy drogi. Zwrotnica nastawiona była na tor boczny, pilnował jej Ozil.
Florze błysnęła myśl jak błyskawica; nie dopuścić Ozila do nastawienia zwrotnicy, w ten sposób pociąg pośpieszny zamiast podążyć wprost do Hawru, skręci na bok i całym pędem wpadnie na pociąg towarowy.
Ozil, dawny wojskowy, suchy, milczący, pilnował swego zajęcia, jak oka w głowie, nie można mu było nigdy zarzucić opieszałości.
Starał on się już oddawna o pozyskanie względów Flory. Raz, posunąwszy swą natarczywość za daleko, dostał tak silne uderzenie kijem przez głowę, że kilka dni musiał przeleżeć w łóżku.
Pomimo to nie tracił jednak nadziei, iż kiedyś starania jego będą uwieńczone i okazywał się dla Flory zawsze przyjacielski i gotów do wszelkich usług.
Flora ze swej strony nie czuła najmniejszej urazy do Ozila i często przychodziła do niego na pogawędkę, zwłaszcza od pewnego czasu gdy samotność stawała się dla niej nieznośną.
Tym razem, przybywszy w nocy, rozpoczęła opowiadanie o matce chorej, o swych zamiarach na przyszłość w razie gdyby Phasia umarła.