nym żaden już inny nie idzie? Przez głowę jej przechodziły najrozmaitsze przypuszczenia.
Noc była jeszcze ciemna, świeca oświetlała pokój płomieniem jasnym, gdyż knot nie obcięty upadł na bok i łój stopiony spływał obficie po lichtarzu.
Nadchodził pociąg towarowy; w tejże samej chwili wszedł Misard z rękami zabłoconemi, zmęczony, rozgorączkowany daremnem poszukiwaniem. Nie ustawał jednak ani na chwilę w swej czynności.
Ledwie wszedł, zaraz zaczął szukać pod meblami, w kominie.
Pociąg wlókł się powoli bez końca i wstrząsał zwłokami, leżącemi na łóżku.
Misard wyciągnął ręce, chcąc zdjąć z nad łóżka mały obrazek, zawieszony na murze.
Wzrok jego mimowoli padł na umarłą, na jej oczy otwarte i usta, ironicznie uśmiechnięte.
Pobladł, dygotał zębami i z największą wściekłością powtarzał szeptem zaledwie dosłyszalnym:
— Tak, tak... szukaj... szukaj!... i znajdę, znajdę z pewnością, choćbym miał poruszyć każdy kamień w całej okolicy, choćbym, miał przekopać każdą piędź ziemi.
Pociąg minął, drżenie ustało, a zmarła, nieruchoma spoglądała wciąż na męża tak szyderczo, z taką pewnością zwycięztwa, iż Misard wybiegł, zostawiając drzwi otwarte.
Flora podniosła się, zamknęła drzwi, aby ten człowiek nie przerywał jej spokoju i wróciła na miejsce. Od kilku chwil głos jakiś jej szeptał:
— Dziesięć minut wprzód nim przejdzie pociąg, to wystarczy.
Słuchała z zadziwieniem tego głosu. Rzeczywiście będzie miała dość czasu.
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/56
Ta strona została przepisana.