Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/6

Ta strona została przepisana.

Przybliżył się do tafli i podniósł ją, przejęty uczuciem gniewu na samego siebie.
Nie mógł się już tym razem przezwyciężyć. Czyż to warto tak się męczyć? Ostatecznie musi dojść do tego, iż wybierze te bilety jeden po drugim.
Na drugi dzień zrana Seweryna zauważyła przypadkowo, iż tafla świeżo była podejmowaną, gdyż na brzegu widniał ślad od noża, którego dotąd nie dojrzała.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości... mąż znowu zabiera pieniądze.
Zadziwiło ją uczucie gniewu, jakiego doznała w tej chwili, dawniej było jej to zupełnie obojętnem, tembardziej, że i ona postanowiła nie tykać tych pieniędzy, choćby jej przyszło umrzeć z głodu.
Nie... nie... za nic w świecie nie dotknęłaby tych pieniędzy, krwią splamionych. A jednak były one tak dobrze jej własnością jak i Roubauda.
Dlaczego on śmie rozporządzać temi pieniędzmi, nie zapytawszy się nawet ani słowem o jej zdanie?
Do południa nie mogła się uspokoić w żaden sposób. Chciała mieć pewność pod tym względem.
A może on tam nie ruszał, może jej się tylko zdaje? Może chciał zobaczyć, czy pieniądze leżą w porządku?
Byłaby chętnie przekonała się, podnosząc taflę posadzki, lecz myśl grzebania tam samej bez Roubauda przejmowała ją dreszczem, obawą. A może tam śmierć spoczywa i wyleje z tej dziury? Ta obawa dziecinna, wznieciła w niej taki wstręt do pokoju jadalnego, iż, zabrawszy robotę, przeniosła się do swej izdebki.
Wieczorem, gdy w milczeniu spożywali resztki