Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/61

Ta strona została przepisana.

Lokomotywa huczała już po drugiej stronie wąwozu, jeden z koni Cabucha odezwał się głośnem rżeniem.
— Nie bój się... pójdę i potrzymam, aby się nie ruszyły z miejsca.
Rzuciła si ęgwałtownie ku koniom. Pierwszego z brzegu pociągnęła silnie za wędzidło. Konie oparły się w pierwszej chwili, później szarpnęły gwałtownie. Wóz jednak, naładowany olbrzymim ciężarem, nie ruszał się z miejsca.
Flora wytężyła wszystkie siły, chwyciła za zaprząg i ciągnąc, dopomagała koniom.
Za chwilę wóz stał na torze. Z wąwozu, odległego o sto metrów, wysuwała się lokomotywa.
Flora, bojąc się, aby konie, spłoszone jej hukiem nie szarpnęły i nie usunęły ciężaru, zatrzymała cały zaprzęg, wysiłkiem nadludzkim.
Siła jej znaną była w całej okolicy. Pewnego razu zatrzymała swemi rękami wagon, staczający się po spadzistej pochyłości, dziś siły tej użyła na zatrzymanie pięciu koni, rżących i wyrywających się, jakby przeczuwały instynktownie niebezpieczeństwo.
Dziesięć sekund oczekiwania przed nadejściem pociągu wydawało się Florze wiekiem całym.
Dwa kamienie olbrzymie zagradzały zupełnie drogę. Lokomotywa sunęła się pocichu z szybkością błyskawicy. Jej części stalowe błyszczałn w rannem świetle słonecznem. Katastrofa była nieunikniona, nic nie mogło jej przeszkodzić.
Wtem Misard jednym skokiem znalazł się na swojem stanowisku i zobaczył natychmiast, co się dzieje. Wyciągnął ramiona, zawył przeraźliwie, jak szalony, chcąc wstrzymać pociąg.
Cabuche, usłyszawszy łoskot kół i rżenie koni, wybiegł z mieszkania, rzucił się ku koniom, i nie