Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/63

Ta strona została przepisana.

pocieszyć. W każdym razie przecież przybędą razem, a tam, na miejscu, powetują sobie to chwilowe rozłączenie w dwójnasób.
Wesołość ogarnęła Jakóba do tego stopnia, iż, gdy wychylił się z maszyny, chcąc zobaczyć, jak Seweryna wsiada do przedziału na samym końcu pociągu, zaczął żartować z Henryka Dauvergne, stojącego tuż koło pierwszego wagonu.
Wiedział on dobrze, iż nadkonduktor jest w Sewerynie zakochany po uszy. Zdawało mu się nawet, iż w zeszłym tygodniu Dauvergne stał się natarczywszym, niż zwykle, a ona chętniej zabiegi jego przyjmowała. Sądził, iż czyni to dla rozrywki, życie jej bowiem w ciągu ostatnich kilku tygodni wcale nie wesoło się przedstawiało.
W żartach zapytał Henryka, komu to zasyłał wczoraj całusy, ukryty za jednem z drzew, stojących przed dworem, kolei.
Pecqueux, zajęty przerzucaniem węgla do ogniska, wybuchnął na to pytanie głośnym śmiechem.
Z Hawru do Barentin pociąg przeszedł ze zwyczajną szybkością, bez najmniejszego wypadku. Henryk, siedzący wysoko w swej budce służbowej nad wagonem, pierwszy dostrzegł niebezpieczeństwo, ujrzawszy jakiś przedmiot wielki, zagradzający drogę, zdziwienie jego było tak wielkie, iż przez chwilę stanął oniemiały, jakby sparaliżowany. Stracił kilka sekund.
Pociąg wyjeżdżał już z wąwozu, z maszyny rozległ się krzyk przeraźliwy, i wtedy dopiero pociągnął za sznurek od dzwonka sygnałowego, którego koniec wisiał koło niego.
Jakób w tej chwili, z ręką na korbie, patrzył zamyślony, nie widząc nic przed sobą. Myśl jego