Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/64

Ta strona została przepisana.

zajęta była czemś tak nieokreślonem, odległem, że nawet obraz Seweryny zniknął z niej zupełnie.
Przeraźliwy odgłos dzwonka, rozpaczliwy krzyk palacza, wyrwały go z tego zamyślenia.
Pecqueux niezadowolony, że ogień nie ma należytego przeciągu, opuścił cokolwiek popielnik i wychylił się, aby zobaczyć, z jaką szybkością pociąg się posuwa. Wychyliwszy się, ujrzał przeszkodę, stojącą w poprzek toru i krzyknął.
Jakób w jednej chwili zrozumiał całą grozę położenia. Pobladł jak trup. Widział wóz ciężki, zagradzający przejazd, widział wyraźnie dwa olbrzymie kamienie, czuł już straszne uderzenie, które lada chwila nastąpi, czuł już nawet wstrząśnienie, wynikłe i tego spotkania. Katastrofa była nieunikniona.
Ruchem gwałtownym odwrócił korbę, zamknął regulator, zakręcił śrubę hamulca. Chciał cofnąć maszynę; instynktownie ręka jego dotknęła sprężyny gwistka, jak gdyby tym świstem ostrym, przeraźliwym, chciał usunąć olbrzymią przeszkodę tarasującą przejazd.
Liza odmówiła posłuszeństwa, szła wciąż naprzód pomimo wszystkiego, zwalniając bieg cokolwiek. Nie była to już ta maszyna uległa, którą niegdyś mógł zatrzymać na odległości kilkudziesięciu metrów. Straciła swe przymioty w walce z zaspą śnieżną. Od tego czasu stękała, kaszlała, grymasiła, jak stara kobieta, której przeziębienie zniszczyło zdrowe dotąd piersi. Huczała, a biegła wciąż naprzód, jęczała pod uciskiem hamulców, lecz biegła ciągle.
Pecqueux, oszalały z trwogi, wyskoczył z maszyny. Jakób stał zdrętwiały na swojem stanowisku. Prawą ręką kurczowo zaciskał korbę, lewą przytrzy-