Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/67

Ta strona została przepisana.

Stało się! Dobrze się stało!... Czuła tylko ulgę w swej piersi i zadowolenie ze spełnienia zemsty. Nieszczęście innych nic jej nie obchodziło, nie widziała nawet nikogo.
Spostrzegłszy jednak Sewerynę, oczy jej powiększyły się bezmiernie, cień strasznego cierpienia przyćmił jej twarz bladą.
Jakto? ona żyje?... ta kobieta żyje?... a on tam?... zapewne zagrzebany pod szczątkami maszyny?...
Ból gwałtowny, jakby pchnięcie nożem, zadane w samo serce, obudził w niej poczucie wstrętu do siebie samej, do czynu popełnionego.
Krzyk przeraźliwy wydarł się z jej piersi, załamała ręce, pędziła jak szalona.
— Jakób!... Jakób!... On tam jest... widziałam, jak go wyrzuciło w tył... Jakób!... Jakób!...
Liza ryczała coraz ciszej, wydawała tylko ostatnie jęki skargi i rozpaczy, za to coraz bardziej słychać było straszne krzyki ranionych i konających.
Dym zwiększał się coraz więcej. Olbrzymia masa szczątków, skąd wydobywały się skargi i błagania o pomoc, spowita była tym całunem gęstym, którego promienie słońca rozwiać jeszcze nie zdołały.
Co robić? Skąd zaczynać? Jak dostać się do tych nieszczęśliwych?
— Jakób!... Jakób!... — krzyczała wciąż Flora. — Powiadam wam, że patrzył na mnie, leży tam pod tendrem. Chodżcie!... pomóżcie mi.
Cabuche i Misard podnieśli już Henryka, nadkonduktora, który w ostatniej chwili także wyskoczył, lecz wywichnął obie nogi. Odnieśli go na bok i ułożyli na ziemi. Patrzył na wszystko niemy, oszo-