Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/70

Ta strona została przepisana.

ła z twarzą, wykrzywioną konwulsyjnie z boleści i bezmyślnie spoglądała po swem otoczeniu.
Do wnętrza wagonu nie można się było dostać przez drzwiczki, gdyż przy uderzeniu wszystkie zamki i sprężyny zostały połamane i powykręcane. Musiano wchodzić przez szyby potłuczone.
Na boku ułożono już cztery trupy jeden obok drugiego. Z dziesięciu rannych, rozciągniętym na ziemi, blizkich śmierci, oczekiwało pomocy lekarza.
Odgarnianie szczątków dopiero się zaczynało; za każdą przegrodą znajdowano nowe ofiary.
— Ale kiedy wam mówię, że on tam jest pod spodem — powtarzała bezustannie Flora, znajdując ulgę w tym wykrzykniku, ponawianym bez końca i bez powodu. W tonie tych słów malowała się cała skarga jej rozpaczy. — Woła... o!... o!... słuchajcie!...
Tender, wywrócony zupełnie do góry, zagrzebany był pod wagonami, które, spiętrzywszy się jeden na drugim, upadły i przykryły go swemi szczątkami.
Rzeczywiście, od chwili gdy ryk maszyny ustawał, z pod tego stosu drzewa i żelaza wydobywał się głos męzki, jęczący przeraźliwie.
W miarę jak się zbliżano, jęk ten, oznaczający konie, brzmiał coraz głośniej i coraz boleśniej, tak, że pracownicy nie mogli wytrzymać i sami płakali i jęczeli.
Gdy nareszcie wydobyli tego człowieka, którego nogi i jedna ręka znikły gdzieś bez śladu, jęk ustał zupełnie. Już nie żył.
— Nie... nie... to nie on! — wołała Flora — to głębiej... On tam jest pod spodem.
I rękami silnemi podnosiła koła i odrzucała je daleko, wykręcała blachę na dachach, wyłamywała drzwiczki, a gdy natrafiła na rannego lub zmarłego,