Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/74

Ta strona została przepisana.

Ona, tak zawsze błyszcząca, tarzała się teraz w błocie czarnem, z węgla, ziemi i popiołu.
Umierała tragicznie, jak zwierz wspaniały, rażony piorunem na miejscu.
Przez boki jej rozdarte można było dojrzeć w jej wnętrzu resztę życia, z każdą chwilą gasnącego. Wentyle uderzały jeszcze jak dwa serca bliźniacze. Para krążyła w rurach jak krew w żyłach; tłoki, podobne do ramion wygiętych konwulsyjnie, nie poruszały się, lecz drgały jeszcze chwilami jak w ostatnich wstrząśnieniach uciekającego życia. Oddech jej niknął powoli, zasypiała spokojnie, cicho, wreszcie umilkła, umarła.
Jakób, zrozumiawszy, że Liza już nie żyje, zamknął oczy, i pragnął umrzeć z nią razem. Tak zresztą był osłabiony, iż mu się zdawało, że życie jego wymyka się równocześnie z ostatniem tchnieniem maszyny. Z pod zamkniętych jego powiek łzy wydobywały się obficie i pociekły po policzkach.
Tego już było zawiele dla Pacqueux, stojącego obok nieruchomie z piersią, ściśniętą bólem. Jego najlepsza przyjaciółka zginęła, a przełożony również chciał za jej śladem podążyć. Więc się już skończyło ich pożycie we trójkę? Skończyły się te podróże, kiedy przebywali setki mil, nie zamieniając między sobą nieraz ani jednego słowa, a jednak rozumieli się to dobrze. O!... biedna Liza, tak łagodna przy swej sile, tak piękna, gdy błyszczała w promieniach słonecznych!
Pecqueux pomimo, że zupełnie był na czczo i nawet, co mu się rzadko zdarzało, nic jeszcze nie wypił, wybuchnął łkaniem gwałtownem, które wstrząsało potężnem jego ciałem, a którego w żaden sposób nie mógł powstrzymać.
Seweryna i Flora również były zaniepokojone,