Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/77

Ta strona została przepisana.

strzegłszy jakiegoś doktora, który właśnie koło niej przechodził, ubłagała go, aby się zatrzymał.
Doktór obejrzał omdlałego i nie dostrzegł żadnej zewnętrzej rany, obawiał się jednak uszkodzeń wewnętrznych, gdyż na wargach ukazały się ślady krwi, sączącej się z ust powoli.
Nie mogąc orzec nic stanowczego, radził, aby chorego przeniesiono czemprędzej do mieszkania i ułożono na łóżku, unikając wszelkiego wstrząśnienia.
Pod dotknienienciem rąk, Jakób otworzył oczy i wydał słaby jęk boleści.
Tym razem poznał natychmiast Sewerynę. Zwrócił ku niej wzrok błagalny i szeptał ledwie dosłyszalnym głosem:
— Weź mnie stąd... weź mnie natychmiast.
I uczynił ruch, chcąc się podnieść. Nie miał jednakże dość na to siły.
Flora nachyliła się, chcąc mu dopomódz.
Jakób odwrócił głowę, poznał i ją także. Wzrok jego wyrażał przestrach dziecka. Cofnął się gwałtownie ku Sewerynie, jakby chciał uciec przed grożącem mu niebezpieczeństwem.
— O!... weź mnie stąd... zaraz... zaraz... czemprędzej...
Seweryna, widząc, że oprócz Flory, na którą nie zwracała uwagi, niema przy nich nikogo obcego, zapytała mówiąc:
— Do Croix-de-Maufras? dobrze?... będziesz tam jak u siebie.
Zgodził się skinieniem głowy, drżąc ciągle i nie odwracając oczu od Flory:
— Gdzie chcesz, byle zaraz.
Flora, nieruchoma, pobladła pod tem spojrzeniem, wyrażającem wstręt i oburzenie.