Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/79

Ta strona została przepisana.

straszone łoskotem pociągu, ruszyły same, a Flora nie mogła ich wstrzymać.
Opowiadanie jego nie odznaczało się bynajmniej jasnością. Rozpoczynał, przerywał, wracał do tych samych szczegółów, które wypadku wcale nie objaśniały i ostatecznie nagadał tyle, że obaj urzędnicy nic z tego nie zrozumieli.
Flora pojęła jasno, co jej zagraza. Będą ją wypytywali, zaaresztują może? Oprócz zbrodni, idzie przecież jeszcze o przewinienie służbowe, za które zostanie pociągniętą do odpowiedzialności.
Nie... ona nie da się zaaresztować, musi być wolną, musi sama rozważyć dokładnie, co zrobiła i co dalej zrobić należy.
Ta myśl przywróciła w jej żyłach krążenie krwi, zmrożonej przez chwilę spojrzeniem Jakóba. Postanowiła uciec. Czekała tylko chwili, w której Jakób zostanie przeniesiony do mieszkania, a tymczasem czekała spokojnie.
Pecqueux, uproszony przez Sewerynę, poszedł wystarać się o nosze lub o coś, coby je na razie zastąpić mogło.
Po chwili powrócił, przyniósł to, co potrzebne było do przeniesienia chorego i po drodze przywołał człowieka jakiegoś, któryby mu pomógł.
W czasie nieobecności palacza, jeden z doktorów podszedł do Seweryny, prosząc, aby udzieliła w swym domu schronienia nadkonduktorowi, Henrykowi Dauvergne, który prócz wywichnięcia nóg, cierpiał wstrząśnienie mózgu.
Seweryna przychyliła się do tej prośby. Chorych miano przenieść jednego po drugim.
Jakób skarżył się, iż kołnierz dusi mu szyję, i prosił, aby go rozpięto. Seweryna, nachyliwszy się i odpinając guzik, pocałowała go w oczy, otwarcie,