Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/83

Ta strona została przepisana.

kle czyniła, wybierając się z wizytą do Ozila, na drugą stronę.
W tunelu szła wciąż, wciąż naprzód, jakby na spotkanie pociągu.
Idąc ostatnim razem, obawiała się czegoś, dziś szła śmiało; nie przerażała jej ta ciemność, w której niknie poczucie czasu i przestrzeni. Co ją to obchodzi!... Nie rozumowała, nie myślała nawet, powzięła tylko stałe postanowienie, iść wciąż naprzód, przed siebie, wprost na spotkanie światła latarni, która przecież musi-się pokazać za chwilę.
A jednak zdawało jej się. iż idzie już od kilku godzin. Zdziwiło ją to cokolwiek. A!... jakże trwa długo, jak powoli zbliża się śmierć, której ona tak pragnie.
Przez chwilę przyszło jej na myśl, iż pociąg może nie nadejdzie, może ruch kolejowy został wskutek jakich nowych przeszkód wstrzymane, może będzie tak szła mile całe i nie spotka się z lokomotywą.
Przypuszczenie to przeraziło ją cokolwiek. Nogi zaczynały ją boleć, czyżby zmuszona była czekać, usiąść, położyć się w poprzek szyn? Nie... to jej się wydało niegodnem.
Chciała iść wciąż naprzód, śmiało, wyczekiwać tej śmierci upragnionej w postawie stojącej, bojowej. Odwaga i energja powróciły, przyspieszyła kroku i nagle ujrzała w dali maleńkie światełko, migocące na tle czarnem.
Pociąg nie wszedł jeszcze pod sklepienie, gdyż nie słychać było łoskotu, jak zwykle w całym tunelu odzywa się echem przrażającem. Tylko ten ognik żywy, wesoły, zwiększający się powoli, oznajmiał nadejście maszyny.
Flora wyprostowała się, i szła krokiem szybkim,