Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/84

Ta strona została przepisana.

pewnym nie biegnąc jednak, szła spokojnie, jakby na spotkanie przyjaciółki, której chce oszczędzić trochę drogi.
Pociąg wszedł do tunelu, przerażający łoskot rozlegał się coraz bardziej, mała gwiazda zamieniła się w olbrzymie oko płomienne, tryskające mnóstwem promieni wśród ciemności nieskończonych.
Flora, pod wpływem jakiegoś uczucia niewytłomaczonego, wypróżniła kieszenie, nie zwalniając bynajmniej kroka, wyjęła chustkę, klucze, kawałek sznurka, dwa noże, i zwinąwszy wszystko razem, położyła na skraju toru. Zdjęła chustkę z szyi, rozpięła stanik, odrywając z pośpiechu guziki.
Oko ogniste przybrało już pozór ogniska, paszczy, ziejącej żarem.
Potworny oddech maszyny zbliżał się coraz bardziej. Flora czuła go już na twarzy... wilgotny... ciepły; łoskot piekielny, odbijający się tysiąckrotnie o sklepienie tunelu ogłuszył ją zupełnie.
Szła wciąż śmiało naprzód, wpatrzywszy się w ten żar oślepiający, szła prosto w ogień, jak ćma nocna, wabiona urokiem światła.
W ostatniej chwili wyprostowała się sztywno, wygięła głowę naprzód, jakby nią rozbić chciała tego olbrzyma, zbliżającego się ku niej z błyskawiczną szybkością.
Wyciągnęła ramiona jak do uścisku, i uderzyła czołem w sam środek latarni.
Szkło pękło strzaskane w drobne kawałki, światło olbrzymie zagasło.
W godzinę później znaleziono trupa Flory.
Maszynista widział dobrze tę postać bladą, idącą pewnym krokiem, wprost ku maszynie, nie zdążył jednak wstrzymać pociągu. Gdy latarnia zgasła raptownie, a pociąg znalazł się wśród ciemności,