Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/90

Ta strona została przepisana.

słyszał zatrzaśnięcie drzwi na dole i wkrótce dom cały zapadł w ciszę głęboką.
Dwa razy, czując pragnienie, musiał stukać krzesłem w podłogę, aby przywołać Sewerynę. Za każdym razem przybiegała rozpromieniona, uśmiechnięta, i śpieszyła się bardzo, gdyż jak mówiła, nie może ani na chwilę odejść od Henryka; które mu musi przytrzymywać na głowie okłady z lodu.
Czwartego dnia Jakób mógł się już podnieść i spędzić dwie godziny w fotelu przed oknem. Wychyliwszy się cokolwiek, patrzył na ogród niezbyt wielki, przecięty torem kolei żelaznej, otoczony niskim murem, zarosły krzakami róż dzikich o bladych kwiatach.
Przypomniał sobie, jak owej nocy wspinał się po tym murze, ażeby zajrzeć do środka.
Po drugiej stronie domu ogród był pusty, nie zarosły, otoczony płotem z dzikich krzewów. Owej pamiętnej dlań nocy, przeskoczył przez ten płot i spotkał przypadkowo Florę, zajętą rozplątywaniem pęku powrozów.
A! przeklęta noc!... wspomnienie jej jeszcze dotąd dreszczem go przejmowało. Ta Flora!... Jej kibić smukła i wielka, jej głowa jasnym włosem pokryta, jej oczy płomienne, patrzące tak prosto a tak przenikliwie, wszystko to coraz wyraźniej rysowało się w jego umyśle.
Z początku ani on sam, ani też nikt z otoczenia wspomniał o zaszłym wypadku. Powoli jednak, w umyśle Jakóba zaczęły budzić się wspomnienia najdrobniejszych szczegółów tej katastrofy.
Szczegóły układały się powoli w jedną całość, która tak zajęła jego umysł, że jedynem jego zajęciem było, siedząc przy oknie, wyszukiwać ślady,