domyślać się powodów tego wszystkiego, co się stało.
Dlaczego jej do tego czasu nie dostrzegł? dlaczego ona nie stoi już na swojem stanowisku, z chorągiewką w ręku?
Pytania podobne mimowoli nasuwały mu się na myśl. Bał się odpowiedzieć sobie na nie, a bojaźń ta wzmagała tylko gorączkę, rozwojowi której sprzyjał ten dom ponury, zamieszkały przez widma i straszydła.
Pewnego rana jednakże, gdy Cabuche kręcił się po pokoju, pomagając Sewerynie w porządkowaniu, zdobył się na odwagę i zapytał:
— A Flora?... co się z nią stało?... czy przypadkiem nie chora?...
Kamieniarz, zapytany tak nagle, nie zrozumiał znaków gwałtownych młodej kobiety, nakazującej mu milczenie. Sądził przeciwnie, iż Seweryna każe mu powiedzieć otwarcie.
Nie wahając się długo, odrzekł głosem bolesnym.
— Biedna Flora!... umarła!
Jakób spoglądał na nich drżący, blady. Po pierwszej odpowiedzi Cabucha, nie wypadało już nic innego, jak tylko opowiedzieć smutną prawdę.
We dwoje więc, dopomagając jedno drugiemu w przypominaniu szczegółów, Cabuche i Seweryna, opowiadali, jak Flora, tegoż samego dnia po wypadku, który tylu ludzi uśmiercił, pobiegła do tunelu i tam rzuciła się pod koła pociągu.
Opóźniono naumyślnie pogrzeb matki, aby ją pochować razem z córką. Leżą jedna obok drugiej, na małym cmentarzu w Doinville, tuż obok grobu nieszczęśliwej Ludwiki, która także umarła śmiercią gwałtowną. Trzy ofiary, jakby zmiecione gwałtownym
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/91
Ta strona została przepisana.