Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/95

Ta strona została przepisana.

sarda, w tą istotą suchą, bladą, wiotką, wstrząsaną co chwila kaszlem uporczywym. A jednak on struł swą żoną, zniszczył tą kobietą tęgą, któraby mogła, jak się zdawało, przeżyć dziesięciu podobnych Misardów. Stoczył ją jak robak, niszczący drzewo potężne, powoli, lecz uparcie i bez przerwy.
Od lat wielu, bezwątpienia, w głowie jego nie zbudziła się myśl inna! W dnie i noce w czasie dwunastogodzinnej służby, myślał on o jednem i tem samem!
Za każdym odgłosem dzwonka elektrycznego, zawiadamiającego o nadejściu pociągu, dawał sygnał trąbką, później, gdy pociąg przeszedł, naciskał guzik aparatu sygnałowego, aby otworzyć przejazd na następnych posterunkach, poczem za naciśnięciem innego guzika zawiadamiał posterunki poprzednie, iż droga jest wolną, oto całe zajęcie, spełniane co chwilę, które w końcu stało się przyzwyczajeniem, wykonywanem bezmyślnie.
— Bez wykształcenia najmniejszego, nie umiejąc nawet czytać, spędzał godziny całe bez zajęcia, patrzył oczyma nieruchomemi w dal nieokreśloną.
Ciągle w budce, oczekiwał tylko sygnału, a jedyną jego rozrywką, było spożycie śniadania lub obiadu, które też starał się przeciągnąć jak najdłużej. Następnie siadał z głową ociężałą, pustą, bez myśli, trapiony jedynie gwałtowną potrzebą snu, tak, że często zasypiał z oczyma otwartemi.
W nocy, bojąc się, aby nie zaspał, wstawał i chodził koło budki, zataczając się, jak pijany, bo ledwie na nogach mógł się utrzymać.
W tym mózgu zdrętwiałym, jak zwykle u człowieka, odosobnionego od reszty świata, jedna tylko myśl się budziła. Tą myślą była chęć zabrania żonie owych tysiąca franków.