Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/96

Ta strona została przepisana.

Gdy dawał znak trąbką, gdy manewrował sygnałami, czuwając bezmyślnie i automatycznie nad bezpieczeństwem życia tylu setek osób, myślał o truciźnie; gdy stał na stanowisku nieruchomie, z oczyma opuchłemi od senności, myślał tylko o tym jednem. Nic więcej: musi ją zabić, następnie będzie szukał i znajdzie, musi znaleźć ten skarb pożądany.
Jakób patrzył nań obecnie ze zdziwieniem.
Jakto? więc on się nic nie zmienił? Można więc zabijać bez najmniejszego wstrząśnienia, i żyć dalej spokojnie?
Po gorączce pierwszych poszukiwań, Misard rzeczywiście zapadł w zwykłą sobie obojętność. Daremnie więc wysilał się, aby zabić tę upartą kobietę smierć jej nie przyniosła mu korzyści; Phasia nawet po śmierci tryumfowała. Czuł się pobitym; przeszukał cały dom, nie znalazł nigdzie ani grosza.
Przed oczyma jego widniała ciągle twarz zmarłej z oczyma, szeroko otwartemi i wargami uchylonemi z jednej strony do ironicznego śmiechu, jakby chciała powiedzieć: „szukaj!... szukaj!...“
I szukał, szukał wciąż bez wytchnienia, obecnie już nie rękami, nie łopatą, lecz myślą, szukał ciągle.
Pracował bezustannie, przechodząc w myśli wszystkie skrytki możliwe, nie zatrzymując się nad temi, które już przerzucił, a zapalając się gorączkowo, gdy tylko zdawało mu się, że przypomniał sobie jeszcze jedną nietkniętą. Biegł wtedy pośpiesznie, rzucając wszelkie zajęcie.
Zawsze daremnie!...
A jednak nie zniechęcało go to bynajmniej; szukał ciągle.
Ducloux, nowa dozorczyni barjery, przemyśliwała również. Chciała doprowadzić Misarda koniecznie