Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/105

Ta strona została przepisana.

I zakreślał ręką ruch szeroki, jakby chciał objąć całą posiadłość, ten stary łotr, zmieniony w pustelnika; Felicyta tymczasem, przerażona już od kilku minut owem wyliczaniem szerokiem nabytych bogactw, nie spuszczała z niego oczów, wciąż gotowa mu przerwać w chwili drażliwej.
— Dziękuję ci, Macquart, nie będziemy nic pili, spieszymy się... Gdzież więc jest Karolek?
— Karolek, dobrze, dobrze! natychmiast! Domyśliłem się, że papa przyjechał zobaczyć swego synalka... Lecz to nie przeszkadza, byście nie mieli wypić po szklaneczce..
Kiedy mu jednak odmówiono raz jeszcze. lecz jak najbardziej stanowczo, obraził się i odezwał z właściwym sobie uśmiechem złośliwym:
— Karolka tutaj niema; jest w Schronieniu u starej.
Następnie ująwszy Maksyma za rękę, poprowadził go na koniec tarasu i pokazał mu wielkie, białe zabudowania, które wraz z ogrodami wewnętrznemi przypominały nieco więzienie.
— Uważaj, siostrzeńcze. Czy widzisz te trzy drzewa przed nami. A więc dobrze! Z boku tego po lewej ręce widnieje w jednem z podwórzy fontanna. Patrz teraz na parter. Piąte okno, licząc na prawo, należy do celi ciotki Didy. I tam właśnie siedzi mały... Tak jest, zaprowadzę was natychmiast do nich.
Zarząd Schronienia pozwalał na takie odwiedziny. Od lat już dwudziestu jeden przebywała staruszka w zakładzie i ani razu jeszcze nie sprawiła kłopotu dozor-