Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/106

Ta strona została przepisana.

czyni Bardzo spokojna, bardzo łagodna, nieruchomo siedząca w fotelu, spędzała dni całe, bezmyślnie patrząc w dal; ponieważ zaś ożywiała się, ile razy dziecko bawiło się przy niej, patrzono przez palce na owo naruszanie przepisów i zostawiano Karolka w jej celi nieraz dwie lub trzy godziny, gdzie zajmował się nader pilnie wycinaniem obrazków.
Ta nowa zwłoka przecież do reszty już rozgniewała i tak nadąsaną Felicytę. Uniosła się formalnie, słysząc, iż Macquart zaproponował, by wszyscy razem, w pięcioro, gromadą całą poszli zobaczyć małego.
— Cóż za pomysł znowu! idź sam i powracaj prędko... Nie mamy czasu do stracenia..
Przy tych słowach aż drżała z gniewu, co zdawało się niezmiernie bawić wuja; to też dla tego właśnie widząc, że umiał porządnie jej dokuczyć, upierał się przy swym projekcie wśród szyderczych kpinek.
—Tam do licha! moje dzieci, będziemy mieli przecież temsamem sposobność zobaczenia naszej starej matki matki nas wszystkich. Boć nie potrzeba wam przypominać, pamiętacie o tem wybornie, że wszyscy bez wyjątku od niej pochodzimy; nie byłoby tedy grzecznie, żeby jej nie odwiedzić, skoro mój siostrzeniec, który z tak daleka przybywa, być może, nigdy jej jeszcze nie widział... Co do mnie, ja jej się tam nie zapieram, ach, do dyaska, zupełnie nie zapieram! Bezwątpienia jest ona waryatką; nie napotyka się jednak tak często starych kobiet, które przeżyły już przeszło lat sto, i ten sam wzgląd nakazuje nam zachować się wobec biedaczki z całym szacunkiem.