tajemnicy. Przeradzało się to u niej w szał niezrozumiały, w ciekawość instynktową, która dla niej samej przemieniała się w męczarnię, skoro nie zostawała zaspokojoną. I tkwiła w niej jakaś żądza wiadomości, której nigdy nie można było nasycić; jakieś dążenie nieprzeparte ku pierwiastkom niedostępnym i niepoznawalnym. Już w latach dziecinnych, kiedy była jeszcze małą, a nadewszystko później, gdy już wyrosła na pannę, zawsze przy każdem zagadnieniu pytała się: dlaczego i jak, zawsze wymagała podania przyczyny ostatecznej. Jeżeli pokazywał jej kwiat, pytała się natychmiast, dlaczego ów kwiat wydaje nasienie i dlaczego owo nasienie kiełkuje następnie. Potem znowu zajmowały ją nadewszystko tajemnica poczęcia, płci, urodzenia, śmierci, sił nieznanych, Boga i wszystkiego. W czterech pytaniach umiała zawsze, za każdym razem przyprzeć go do muru, gdzie się rozpoczynała owa nieunikniona nieświadomość; a skoro on nie umiał już jej odpowiedzieć i chciał się jej pozbyć gestem komicznego oburzenia, wówczas wybuchała szalonym śmiechem tryumfu i na nowo pogrążała się bez pamięci w otchłani marzeń, w bezgranicznem wyobrażaniu sobie wszystkiego; czego nikt nie znał, oraz wszystkiego, czemu można było wierzyć. Często też wprawiała go w zdumienie swemi wyjaśnieniami. Umysł jej bowiem, karmiony wiedzą ścisłą, wychodził z założenia prawd uznanych, lecz natychmiast robił taki skok, że odrazu znajdowała się w samym odmęcie legend i baśni. Ukazywali się jej rozmaici pośrednicy, aniołowie, święci, natchnienie nadprzyrodzone, którzy zmieniają materyą i zaszczepiają w niej życie; albo jeszcze lepiej, była to naprawdę jedna
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/129
Ta strona została przepisana.