Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/139

Ta strona została przepisana.

tajemnicy. Moja wyobraźnia pracuje; trzeba tedy, by ów podarunek był bardzo ładny, inaczej mnie nie zadowolni... Boć przecież było to rzeczą tak zwyczajną, nic nie obiecywać. A nadewszystko, w tej chwili, wobec mojego żądania bolesnego i zrozpaczonego, byłoby to dla mnie ciosem usłyszeć, iż nic mi nie obiecywano.
I zrobiła znowu jakiś gest przeczący podczas tej nocy tak poważnej i tak błogiej.
— W każdm razie — ciągnęła dalej — wiedza zrównała wszystko z ziemią; ziemia jest pusta, niebo jest puste; cóż więc chcesz, aby się zemną stało, skoro nawet ty bronisz wiedzy i nie przypisujesz jej takich nadziei, jakie do niej przywiązywałam?... Nie potrafię przecież żyć bez pewności i bez szczęścia. Na jakimże trwałym gruncie mam zbudować mój dom od chwili, gdy zburzono świat stary, a z takiem ociąganiem biorą się do zbudowania nowego? Całe społeczeństwo starożytne runęło w gruzy. podczas owej katastrofy wiecznego badania i analyzowania; pozostała teraz jedynie ludzkość oszalała, wywracająca wszystko do reszty, nie świadoma, na jakim kamieniu ma oprzeć głowę, obozująca wśród burzy, pożądająca schronienia trwałego i ostatecznego, gdzie mogłaby na nowo rozpocząć życie... Nie trzeba zatem dziwić się naszemu popłochowi oraz naszej niecierpliwości. Nie zdołamy dłużej czekać. Skoro wiedza bankrutuje i jest zbyt powolną, wolimy cofnąć się z powrotem w tył, tak! ku wierzeniom dawniejszym, które przez ciąg wieków długich, wystarczały szczęściu świata.
— Ach, więc to tak! — krzyknął — więc do tegośmy doszli, w tym wirze końca wieku, w tem zmęczeniu,