Na tej półce cały szereg grubych aktów leżał w wzorowym, metodycznie obmyślanym porządku. Widniały tam akta wszelkiego rodzaju, rękopisy, dokumenta stemplowe, powycinane artykuły dziennikarskie, przechowywane razem w tekach z tektury błękitnej. Na każdej z tych ostatnich widniało nazwisko, wypisane wielkiemi literami. Te szczegóły dowodziły, że jakaś ręka z lubością szczególną pielęgnowała je, uzupełniała i starannie kładła na miejscu odpowiedniem; w całej szafie bowiem był to jedyny kąt, odznaczający się ładem wzorowym.
Pascal wszedłszy na krzesło, znalazł pożądaną tekę, jedną z najbardziej wypchanych papierami, a noszących na wierzchu nazwisko „Saccard“, włożył tam świeżą notatkę, poczem znowu wsunął ją na miejsce poprzednie. Jeszcze chwilę, w roztargnieniu, poprawiał stos papierów rozrzuconych, a wreszcie zeskoczył.
— Uważaj, Klotyldo — zawołał — byś podczas porządkowania nie czytała owych dokumentów, tam, na górnej półce.
— Dobrze, mistrzu! — odparła po raz trzeci z tym samym odcieniem karności w głosie.
Doktór zaczął śmiać się znowu szczerze i otwarcie, jak to leżało w jego usposobieniu.
— Zabraniam ci.
— Wiem o tem, mistrzu.
Tu zamknął szafę silnym obrotem klucza, a następnie wrzucił ten ostatni w głąb szuflady swego biurka.
Młoda panna znała o tyle dobrze badania doktora, że mogła od biedy uporządkować jego rękopisy. Uży-
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/15
Ta strona została przepisana.