Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/208

Ta strona została przepisana.

— Nie jestem chory.
Ale na to pani Felicyta aż podskoczyła, nie mogąc się powstrzymać.
— Jakto!.. nie jesteś chory!.. ty... nie chory! Doprawdy to tylko lekarz może nie widzieć własnego szaleństwa. Otóż ja ci powiem, że wszyscy ci, którzy cię otaczają i mają do ciebie przystęp, są tem przerażeni: dostajesz po prostu obłędu dumy i strachu!
Tym razem Pascal podniósł żywo głowę i patrzył jej prosto w oczy, a ona tymczasem mówiła dalej:
— Oto jest to, co ci miałam powiedzieć i czego ci nikt inny powiedzieć nie śmiał... Ale nieprawda?.. jesteś pełnoletni i powinieneś wiedzieć, co ci robić należy. Trzeba na to oddziaływać, trzeba myśleć o czem innem, nie dać się owładnąć tej myśli jedynej, tembardziej, jeżeli się należy do takiej rodziny, jak nasza... Ty ją znasz!.. strzeż się i lecz!..
Zbladł znowu i patrzył jej w oczy, jak gdyby chciał zbadać, ile i co mianowicie z niej jest w nim. W końcu odparł:
— Masz racyę, matko, dziękuję ci bardzo..
Potem, gdy został sam. zapadł znowu na krzesło przed biurkiem swojem i chciał na nowo zacząć czytanie. Ale tak samo jak przedtem nie był w stanie skupić o tyle uwagi swojej, aby zrozumieć wyrazy, których litery przed oczyma mu się mąciły. I wyrazy, wymówione przez matkę, szumiały mu w uszach, trwoga, która w nim tkwiła od jakiegoś czasu, wzrastała, ustalała się i obecnie już mu wskazywała niebezpieczeństwo natychmiastowe, stanowczo określone. On, który dwa miesią-