i władzę obserwacyi, dla postawienia dyagnozy, i jeżeli jeszcze w dalszym ciągu rozumował, to z tym jedynie skutkiem, że wszystko przekręcał i wszystko mylił wśród tego moralnego i fizycznego przygnębienia, w jakiem zostawał. Nie miał już władzy nad sobą, był już jakby waryatem w tem przekonywaniu się w każdej chwili, że waryatem zostać musi.
Dni całe tego bladego grudnia zostały zużyte przez niego na takie coraz większe zagłębianie się w tę chorobę swoją.
Co rano chciał się wydrzeć niejako tej manii, która go prześladowała, a jednak codzień pomimo to, zamykał się w głębi sali swojej i na nowo rozpoczynał kręcić się myślą koło jednego i tego samego zawiłego punktu i rozplątywać zasupłany węzeł szałów swoich. Długie studya, jakie odbył nad dziedzicznością, badania te doniosłe, prace, jakich dokonał, teraz zwracały się przeciw niemu i dostarczały mu tylko coraz więcej, coraz potężniejszych i z każdą chwilą odradzających się powodów niepokoju. Na to stałe pytanie, które sobie stawiał, jaki mianowicie jest u niego rodzaj dziedziczności, akta, w szafie nagromadzone, odpowiadały mu mnóstwem najrozmaitszych kombinacyj. Przedstawiały się one w tak wielkiej liczbie, że się teraz gubił pomiędzy niemi. Jeżeli się pomylił, jeżeli nie może się postawić na zewnątrz ich wszystkich, jako szczególny wypadek wrodzoności, to rodzi się kwestya, jaki jest miano wicie ten rodzaj dziedziczności, który się u niego przedstawia? Czy to jest dziedziczność wsteczna z przeskokiem jednej, dwóch, a może i trzech generacyj? Albo
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/210
Ta strona została przepisana.