ju przed śniadaniem i Klotylda przyjęła właśnie w sali doktora Ramonda. Usiedli obok siebie w pełni słońca ożywczego i rozmawiali po cichu.
Ramond był już przedtem dwa razy w tym samym tygodniu. Okoliczności osobiste, konieczność przedewszystkiem ustalenia ostatecznego pozycyi swojej, jako do która w mieście Plassans, zmuszały go do tego, aby dłużej nie zwlekał z ożenieniem i dlatego pragnął uzyskać od Klotyldy jakąś odpowiedź stanowczą. Dwa razy poprzednio ktoś trzeci, obcy, przeszkodził mu mówić. Ponieważ Ramond pragnął mieć ją za żonę z jej własnej woli, postanowił więc rozmówić się wprost i bezpośrednio, z całą otwartością i szczerością. Ich dawna znajomość i jakaś koleżeńska przyjaźń, rozsądek i uczciwość obojga upoważniały go do tego. I właśnie z uśmiechem na ustach, wpatrzony w jej oczy, kończył oświadczyny swoje:\
— Zaręczam pani, panno Klotyldo, że to jest rozwiązanie najrozsądniejsze... Pani wiesz dobrze, że cię kocham oddawna, że mam dla ciebie skarby czułości i szacunek głęboki... Toby może jeszcze nie wystarczyło, ale jest także i to, że się rozumiemy i zgadzamy doskonale i że będziemy ze sobą bardzo szczęśliwi... Jestem tego zupełnie pewny.
Nie spuściła oczu, lecz patrzyła na niego otwarcie i szczerze, również jak on na nią z przyjaznym uśmiechem. Był on istotnie bardzo piękny w całej pełni sił młodości.
— Dlaczego — zapytała — nie żenisz się pan z panną Lévèque, córką adwokata?.. Ona jest odemnie pię-
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/215
Ta strona została przepisana.