Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/221

Ta strona została przepisana.

I od tego dnia tolerował ją obok siebie i pozwolił jej usługiwać sobie. Ale miewał jednak swoje kaprysy. Nie chciał, aby wchodziła, gdy leżał w łóżku, jakaś chorobliwa wstydliwość na to mu nie pozwalała i zmuszał ją, żeby mu wtedy przysyłała Martynę. Zresztą w łóżku pozostawał rzadko, zwlekał się z krzesła na krzesło w swej bezsilności i nieudolności do jakiejkolwiek pracy. Choroba uczyniła dalsze jeszcze postępy, doszedł do tego, że nad wszystkiem rozpaczał, wyniszczony migrenami i kurczami żołądka, bezsilny, nie mający dosyć władzy w nogach, żeby mógł, jak mówił, „stawiać jednę nogę przed drugą“, przekonany co rano, że tego samego wieczora będzie nocował w Tulettes, w kaftanie szaleńca skrępowany. Chudł z każdym dniem, miał wyraz twarzy bolesny, tragicznie piękny, pod falami włosów srebrnych, które jednak czesał bardzo starannie — co było jego ostatnią kokieteryą. Chociaż pozwalał zajmować się sobą, jednak stanowczo odrzucał wszelkie lekarstwo, tak dalece popadł w zwątpienie zupełne o medycynie.
Wtedy Klotylda o wszystkiem innem myśleć przestała i o niego jedynie się tylko troszczyła. Od wszystkiego innego się usunęła, zaczęła najprzód chodzić do kościoła tylko na krótkie msze ciche, potem zupełnie nawet zaprzestała bywać w kościele. Było to ofiarowanie całkowite osoby swojej, zapomnienie o sobie samej, po trzeba utworzenia sobie szczęścia przez szczęście innej osoby, i działo się to bezwiednie prawie, jedynie za porywem jej serca kobiecego, wśród tego przesilenia, jakie przechodziła, jakie ją do gruntu zmieniało, bez udziału