Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/25

Ta strona została przepisana.

Bądźcobądź, było to jeszcze stanowisko wybitne, a nadto opromienione pewną poezyą melancholijną. Przez lat ośmnaście królowała. Legenda o tych dwu salonach, o salonie żółtym, gdzie dojrzał zamach stanu, i później o salonie zielonym, terenie rzekomo neutralnym, gdzie dokonano podboju Plassans, nabierała uroku w miarę upływu lat.
Zebrała ona nadto olbrzymi majątek.
Prócz tego, w owym upadku dowiodła wielkiej godności, nie skarżyła się i nie narzekała. Przez ciąg swoich ośmdziesięciu lat wykazała tyle żądz szalonych, intryg wstrętnych i powodzeń niezmierzonych, że sprawiała wrażenie na ludziach. Jedyną jej rozkoszą obecnie było używanie zebranych milionów, a zarazem rozpamiętywanie chwil minionej władzy. Jedną też tylko posiadała teraz namiętność, oto chciała bronić swojej historyi, usuwając wszystko, co z czasem mogłoby było ją zbrukać niepotrzebnie. Jej duma, karmiąca się wspomnieniem tych dwóch czynów, o których wciąż jeszcze mówiono w mieście, z troskliwością żarliwą czuwała, zdecydowana na wszystko, by potomnym zostawić dokumenta wyłącznie piękne, zostawić ową legendę promieniejącą, dzięki której jeszcze teraz, gdy szła przez miasto, witano ją niby majestat upadły.
Przystanęła tuż przy drzwiach pokoju Pascala, przysłuchując się ustawicznemu stukowi tłuczka, który wciąż rozbrzmiewał w powietrzu. Potem z czołem zasępionem zwróciła się ku Klotyldzie:
— Co też on tam robi na Boga! Czy wiesz o tem, iż szkodzi sobie niesłychanie swojem nowem lekarstwem?