Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/301

Ta strona została przepisana.

czywa i kiełkująca całej rasy, mimo wszelkie zbrodnie, mimo kazirodztwa, mimo miłostki, niezgodne z wiekiem i z rozumem.
To też ogarnęło go wzruszenie niesłychane, jakieś uczucie wdzięczności bez granic, ponieważ jego marzenia stały się rzeczywistością; jego pielgrzymka ku miłości cel osiągnęła i jego Abisaig zajęła miejsce niepoślednie u schyłku jego życia, by je odmłodzić, oraz napełnić wonią balsamiczną i orzeźwiającą.
Potem, szeptem, tuż przy jej uchu, rzekł do niej z westchnieniem głębokiem, ani na chwilę się od niej nie odsuwając:
— Och! ta młodość twoja, ta twoja młodość, której łaknę, gdyż ona jedna mię tylko odżywia!... Ale ty, tak młoda, czyż nie łakniesz również młodości, skoro zgodziłaś się wziąć mnie, tak starego, tak starego jak świat.
Klotylda aż skoczyła ze zdziwienia, poczem zwróciwszy się, popatrzyła mu w oczy.
— Ty, ty miałbyś być starym?... Ech! mój drogi, ty jesteś młodym, stanowczo młodszym odemnie!
I zaśmiała się w owym uśmiechu, pokazując zęby tak zdrowe, że i Pascal sam również nie mógł się od śmiechu powstrzymać. Lecz wciąż jeszcze napierał, drżąc przytem nieco z niepewności:
— Nie odpowiedziałaś mi przecież... Czyż więc wcale, — ty, tak młoda, nie pożądasz młodości?
Tym razem ona sama wyciągnęła ku niemu usta i pocałowała go, mówiąc z kolei także szeptem głuchym:
— Jednej, jedynej tylko rzeczy pragnę i łaknę: być kochaną, być kochaną bezgranicznie, bezwzględnie, być