Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/307

Ta strona została przepisana.

Wszedł tam, pozostawiając Klotyldę na dworze.
Wreszcie powrócili już do Soulejady, ale w milczeniu uroczystem. Odkąd Pascal podjął ponownie swą praktykę lekarską, robił to tylko skutkiem poczucia swego obowiązku zawodowego, lecz bynajmniej już nie zapalał się do swego cudownego lekarstwa.
Ta śmierć Walentego zresztą zdziwiła go tylko dla tego, że nastąpiła tak późno; przeczuwał, iż to on właśnie o cały rok zdołał przedłużyć życie chorego. Mimo bowiem nadzwyczajne wyniki, które osiągnął, wiedział dobrze, że śmierć zawsze pozostanie panią wszechwładną i musi się pojawić. A przecież powodzenie, z jakiem umiał odpędzać ją przez tyle z rzędu miesięcy, wielce mu pochlebiało i łagodziło wyrzuty sumienia, wciąż jeszcze nie dające mu spokoju, wyrzuty, że mianowicie zabił Lafouasse’a, o kilka przynajmniej miesięcy zawcześnie pozwalając mu umrzeć.
To też, choć bronił się, jak mógł, przeciw wszelkim myślom podobnym, zmarszczka gruba widniała na jego czole, gdy wrócili już z powrotem do swojej pustelni.
Tutaj atoli oczekiwała na nich świeża wiadomość, a z nią i nowe wzruszenie.
Pascal jeszcze na drodze z daleka rozpoznał pod jaworami — tam bowiem Martyna kazała mu usiąść — Sarteura, kapelusznika, pensyonarza z Tulettes, którego przedtem przez czas dłuższy leczył z pomocą zastrzykiwań; owo doświadczenie, przeprowadzane z zapałem gorliwym, musiało się widocznie powieść, a zastrzykiwania substancyi nerwowej przywróciły mu wolę, ponieważ waryat tegoż właśnie ranka opuściwszy szpital, zaklinał