Nigdy, a nigdy kochankowie, rzucający się sobie nawzajem w objęcia, zda się, ani na chwilę nie przypuszczają, że właściwie wypełnili zadanie swego życia, płodząc dziecię, które powinno po upływie danego czasu nieodzownie przyjść na świat. Tymczasem studya przyrodnicze przekonały ją, że natura wyłącznie tylko troszczy się o owoc. Tylko na owocu zależy przyrodzie; tylko owoc stanowi jej cel; przedsiębierze ona wszelkie możliwe środki ochronne w tym jedynie celu, by płód się nie zatracił, a matka urodziła.
Człowiek zaś przeciwnie, im bardziej się cywilizuje, oraz im bardziej uduchowia miłość, tem bardziej usuwa z niej wszelką myśl o dziecięciu. W powieściach przyzwoitych płeć bohaterów jest już tylko zwycząjnem narzędziem, którem posługuje się miłość. Kochają się oni nawzajem, biorą w posiadanie, opuszczają się znowu, znoszą tysiące cierpień, ściskają, zabijają, podsycają burzę olbrzymią wszelkich dolegliwości społecznych, a wszystko tylko gwoli przyjemności osobistej, wbrew i nazewnątrz wszelkich praw przyrodzonych, nie zdając się nawet pamiętać o niczem.
Taki pogląd jest i wstrętnym i głupim.
Klotylda rozweseliła się, a podczas gdy Pascal całował jej piersi i szyję, powtarzała z miłosnem, pięknem zuchwalstwem, nieco przecież zmięszana:
— Przybędzie... skoro robimy wszystko, czego potrzeba, by się dziecię zjawiło, dlaczego nie chcesz, aby przybyło?
Pascal nie odpowiedział zaraz.
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/315
Ta strona została przepisana.