ostatniemu pomocy przez wzmacnianie sił życiowych. Tym razem atoli owa wiara natchnęła go przekonaniem nieugiętem, iż życie wystarcza sobie samemu i jest jedynym twórcą zdrowia, tudzież siły.
I znowu od tej chwili zaczął z spokojnym uśmiechem odwiedzać tylko tych chorych, którzy się go już koniecznie domagali, odczuwając ulgę cudowną nawet wtedy, kiedy robił im zastrzykiwania, choćby tylko czystą wodą.
Klotylda teraz pozwalała sobie niekiedy żartować.
W głębi duszy bowiem pozostała zawsze zwolenniczką zapaloną mistycyzmu; to też niejednokrotnie żartobliwie powtarzała, że doktór robi tylko dlatego cuda, że tkwi w nim odpowiednia, nadziemska moc, jakiś duch święty, z góry zesłany!
Doktór atoli w odpowiedzi na to zwykł był także z kolei żartować i udawadniał, iż skuteczność ich wspólnych wizyt właśnie tylko na jej oddziaływaniu polega. Zaręczał nawet, iż nigdy nikogo nie umie uzdrowić, jeżeli jej przytem niema, boć to właśnie ona przynosi ze sobą owo tchnienie gdzieś z góry, ową siłę nieznaną, a potrzebną. I dlatego właśnie ludzie bogaci, mieszczanie, do których nie ośmielała się wchodzić, kawęczyli w dalszym ciągu, ani na chwilę nie doznając żadnej ulgi.
Taka rozmowa czuła bawiła ich w najwyższym stopniu; za każdym razem wychodzili z domu na nowe niejako odkrycia i cieszyli się coraz to większem u chorych uznaniem.
Ach! jakże ich oburzało owo cierpienie, palące chorych niby żelazo roztopione; jakże chcieli je czemprędzej
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/318
Ta strona została przepisana.