szego każdego miesięca odwiedza ciotkę Didę... Czy widziałeś, jak się na mnie spojrzała?
Pascal w głębi duszy był niezmiernie szczęśliwy z tej rozterki z matką, ponieważ to go uspakajało, gdy przeciwnie poprzednio każde jej odwiedziny wiecznie napełniały go niewytłomaczoną trwogą.
— Ech! — rzekł krótko — skoro ludzie nie zgadzają się ze sobą, to i lepiej, że nie odwiedzają się nawzajem.
Ale Klotyldy nie rozchmurzyła owa uwaga. Przeciwnie, wciąż była zamyśloną Wreszcie odezwała się półgłosem:
— Spostrzegłam, iż się zmieniła. Twarz jej pobladła... I, czy zauważyłeś to? ona, tak zazwyczaj uważająca na siebie, miała tym razem rękawiczkę tylko na jednej ręce, na prawej, rękawiczkę zieloną.. Nie wiem dlaczego, lecz żal szczery ścisnął mi serce.
Wówczas doktór, zasmucony również, machnął jedynie ręką.
Jego matka, jak wszystko zresztą na świecie, musi się ostatecznie starzeć. Jest do tego za zbyt czynną, za nadto jeszcze roznamiętnia się do wszystkiego. Wspomniał też, iż zamierza cały swój majątek zapisać miastu Pląssans pod warunkiem, aby założono za ową sumę schronienie, noszące miano Rougonów.
Tutaj zaczęli się śmiać oboje, poczem doktór zawołał:
— A więc słuchaj! i my pójdziemy jutro do Tulettes celem zobaczenia naszych chorych. Wiesz zresztą, że obiecałem zaprowadzić Karola do wuja Macquarta.
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/320
Ta strona została przepisana.