Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/344

Ta strona została przepisana.

owe oczy jasne niby woda źródlana, dziwnie promieniejące wśród tego wąskiego, wyschłego oblicza.
Rankiem atoli dnia tego, niespodziewany potok łez zaczął spływać po jej licach, następnie zaś zaczęła bełkotać wyrazy bez związku żadnego; wszystko to dowodziło, że w pośród jej wyczerpania wiekowego, tudzież odrętwienia nieodwołalnego, spowodowanego obłąkaniem, mózg, wysychający zwolna, jeszcze istniał choć w cząsteczce drobnej; jakieś wspomnienia były tam nagromadzone; jakieś błyski inteligencyi były jeszcze możliwe.
Po niejakim atoli czasie, twarz jej z powrotem stężała i przybrała wyraz obojętny wobec ludzi, tudzież wobec rzeczy; w takim stanie mogła niekiedy zaśmiać się z jakiegoś upadku, z jakiegoś nieszczęścia, najczęściej atoli nic a nic nie widziała, nic a nic nie słyszała, wpatrując się jeno uporczywie w próżnię.
Kiedy przyprowadzono tam Karola, dozorczyni natychmiast usadowiła go przed małym stoliczkiem, twarz w twarz z jego prababką. Miała też już przygotowany dla niego stos obrazków, żołnierzy, kapitanów, królów, ubranych w purpurę i złoto, dała je mu zatem natychmiast razem z własnemi nożyczkami:
— Masz tutaj, baw się, ale bądź spokojny i grzeczny! Przypatrz się tylko, że i babka dzisiaj jest nadzwyczajnie grzeczną. Trzeba ją tedy naśladować.
Dziecko rzuciło okiem na obłąkaną i oboje zaczęli się sobie przyglądać uporczywie.
W tej właśnie chwili ich podobieństwo nadzwyczajne musiało każdego natychmiast uderzyć.