Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/358

Ta strona została przepisana.

Co więcej nawet, usiłował on uspokoić Martynę.
— Zobaczymy, zobaczymy, zwolna, nie trzeba tak zaraz upadać na duchu.
Jeżeli Martyna o całej sprawie dowiedziała się jedynie od ludzi z ulicy, to być może, powtarza tylko plotki, które właściwie wszystko przekręcają.
Pan Grandguillot miałby uciec, pan Grandguillot miałby być złodziejem, ależ to się wydaje rzeczą okropną, rzeczą wprost niemożliwą.
Przecież to człowiek znany ze swej uczciwości niesłychanej; przecież to dom kochany i poważany przez całe Plassans; rodzina, znana tutaj przeszło już od wieku. Powtarzano nawet, iż pieniądze u Grandguillota są pewniejsze, niż w Banku Francuzkim.
— Martyno, zastanów się; podobnego rodzaju katastrofa nie zjawia się odrazu, jakby biczem trzasnął; musiały krążyć przedtem jakieś pogłoski złowieszcze, jakieś plotki... Cóż u dyabła! taka oddawna znana uczciwość nie mogła przecież odrazu zniknąć jednej nocy!
Wówczas służąca machnęła ręką rozpaczliwie.
— Otóż to właśnie, proszę pana, sprawia mi największe wyrzuty sumienia, bo widzi pan, jestem w tem wszystkiem nieco winną... Przed kilku już bowiem tygodniami zaczęły obijać się o moje uszy najrozmaitsze wieści.... Państwo, rzecz oczywista, nic nie słyszeliście, ponieważ i tak zaledwie wiecie, że jesteście przy życiu...
Tutaj Pascal wraz z Klotyldą uśmiechnęli się nieznacznie, gdyż była to prawda niezbita, że kochali się oni poza światem całym, tak daleko, tak wysoko, że nie