powiększając się zresztą dzięki narastaniu procentów, utworzyły po latach trzydziestu sumę olbrzymią dwudziestu tysięcy franków.
A ów skarb był nietykalny, umieszczony w obligacyach jak najpewniejszych, schowany na uboczu, w kryjówce niesłychanie pewnej, a nikomu, zupełnie, nikomu nieznanej.
Martyna, myśląc o tem wszystkiem, promieniała z zadowolenia, zresztą w dalszym ciągu wolała o swoich bogactwach zamilczeć.
Pascal krzyknął teraz z kolei.
— Ech! Martyno, do licha, co ty tam opowiadasz, iż nasze pieniądze już raz na zawsze przepadły! Pan Grandguillot, przecież posiada majątek osobisty, boć tak przynajmniej sądzę — nie zabrał ze sobą ani swego domu, ani swych dóbr. Zobaczy się to wszystko; cała ta sprawa musi się należycie wyjaśnić; nie mogę nawet się przyzwyczaić do myśli, by Grandguillota uważać za zwyczajnego złodzieja... To jedynie rzecz nieznośna, że trzeba będzie w tem wszystkiem zdobyć się na cierpliwość i czekać.
Takie podobne przypuszczenia wypowiadał wyłącznie celem uspokojenia Klotyldy, ponieważ spostrzegł, iż niepokoi się ona coraz to bardziej i bardziej.
Patrzyła ona to na niego, to znowu na Soulejadę; rzucała okiem dokoła, jedynie zajęta ich szczęściem wspólnem, oraz nim samym, żywiąca tylko jedno życzenie gorące, aby żyć tak zawsze w przyszłości, jak żyli poprzednio, i kochać się gorąco w głębi owej tak drogiej dla nich pustelni.
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/361
Ta strona została przepisana.