do niczego, gdyż nie umiem zarobić nawet na najmniejszy kawałek chleba, jaki ty niesiesz do ust. Mogę cię więc jedynie kochać, jedynie dać siebie samą, jedynie dostarczyć ci rozkoszy na chwilę przelotną... I to mi wystarcza: dostarczać tobie, mistrzu, rozkoszy!... Ach, żebyś wiedział, jak jestem zadowoloną, jeżeli ty uznajesz mię za piękną, ponieważ tylko moją piękność mogę ci przynieść w ofierze. Mam tylko ją jedną, czuję się przeto szalenie szczęśliwą, że ciebie uszczęśliwiam.
Pascal obejmując ją uściskiem namiętnie drżącym, a rozkosznym, szeptał:
— Och, tak piękną jesteś! bardzo piękną i nadzwyczajnie ponętną!... Te marne klejnoty, któremi cię przyozdabiałem, złoto, tudzież kamienie drogie, nie warte nawet kawałeczka twojej skóry atlasowej. Jeden z twoich paznokci, jeden z twoich włosów — to już prawdziwe, a niezmierzone skarby. Wycałuję z pokornym zachwytem jeden po drugim, włosek twoich rzęs.
— Och! mistrzu mój, posłuchaj uważnie: wiesz z czego się najbardziej cieszę. Oto, że ty jesteś starszym, a ja jestem przeciwnie młodą, ponieważ przez to właśnie dar, jaki ci czynię z mojego ciała, tem więcej cię zachwyca... Gdybyś był w tym wieku, co ja, dar, z mojego ciała zrobiony, sprawiłby ci już przyjemność daleko mniejszą, a ja byłabym przez to nie tak szczęśliwą... Pysznię się swoją młodością i swoją pięknością tylko dlatego, że one do ciebie należą; tryumfuję z powodu nich jedynie z tej przyczyny, że mogę ci je ofiarować.
Pascal ze wzruszenia poprostu trząść się zaczął; oczy jego zaszły łzami na myśl, iż do tego stopnia stała się
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/401
Ta strona została przepisana.