Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/405

Ta strona została przepisana.

które spustoszyły całą okolicę; część muru, otaczającego Soulejadę, runęła; nie można jej było naprawić; wśród gruzów tedy i rumowisk widniał wyłom obrzydliwy.
A nadto piekarz zaczynał być niegrzecznym.
Następnie pewnego poranku stara służąca przynosząc rosół, z płaczem głośnym oznajmiła, że rzeźnik wybiera teraz dla niej jak napośledniejsze kawałki.
Jeszcze kilka dni zaledwie, a kredyt ze wszystkiem wygaśnie. Należało stanowczo temu zaradzić i wynaleść źródło opędzania drobnych, codziennych wydatków.
Pewnego poniedziałku, gdy zaczynał się na nowo tydzień dalszych udręczeń, Klotylda przez ranek cały krzątała się gorączkowo. Widocznem było, że owładnęła nią jakaś walka wewnętrzna.
Ostateczne postanowienie powzięła dopiero po śniadaniu, przy którem Pascal w jej oczach odmówił kawałka mięsa, które zostało dzięki temu na wieczór. Z miną więc zdecydowaną, bardzo już spokojna wyszła niebawem z Martyną, włożywszy poprzednio w koszyk tej ostatniej małe zawiniątko, gałganki rozmaite, jak oświadczyła, które chciała podarować.
Wróciła po dwóch godzinach, a wróciła niezwykle blada. Tylko jej oczy, zawsze czyste i zawsze szczere, błyszczały z radości.
Natychmiast podeszła do doktora, spojrzała mu prosto w oczy i przyznała się:
— Muszę cię, mistrzu, prosić o przebaczenie, ponieważ byłam wobec ciebie nieposłuszną i sprawię ci bezwątpie nia bardzo wiele smutku.