Doktór w pierwszej chwili nie pojął, ale się zaniepokoił.
— Cóżeś zrobiła?
Zwolna, ani na chwilę nie odwracając oczu, wyjęła z kieszeni kopertę i wyciągnęła stamtąd paczkę banknotów.
Wówczas Pascal nagle przejrzał i z piersi jego wydobył się okrzyk:
— Och! mój Boże! klejnoty! wszystkie podarunki!
I zaraz potem on, zazwyczaj tak dobry, zazwyczaj tak łagodny, uniósł się gniewem straszliwym, na poły pomięszanym z boleścią, oraz rozpaczą. Złapawszy ją za obie ręce, niemal bić chciał i zmiażdżyć palce, w których trzymała owe banknoty nieszczęsne.
— Mój Boże! cóż ty zrobiłaś, nieszczęśliwa!... Sprzedałaś naprawdę całe moje serce! gdyż w owych klejnotach mieściło się całe nasze serce, a ty nie zważając na nic, poszłaś je sprzedać wraz z owemi klejnotami, sprzedać za pieniądze! To przecież były klejnoty, które ja ci dałem; to były wspomnienia naszych chwil jak najbardziej uroczych; to była twoja własność, ale tylko twoja wyłącznie, i ty chcesz, abym ja je odbierał z powrotem i na dobitek jeszcze z nich korzystał? Czyż to możliwe? Czy ty zastanowiłaś się, jaki smutek straszliwy, okropny obudzisz w moich piersiach?
Klotylda głosem łagodnym odpowiedziała:
— A ty znowu, mistrzu, pomyśl, czyż mogłabym pozostawić nas spokojnie w owem położeniu smutnem, w jakie popadliśmy, w położeniu takiem, iż nam brakuje kawałka chleba, podczas gdy ja miałam i pierścionki
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/406
Ta strona została przepisana.