Potem jeszcze jeden nastąpił zwrot; Pascal pozyskał pełną, lecz straszną świadomość swego położenia.
Oto dnia pewnego, gdy był sam, otrzymał list ze stemplem poczty miejskiej w Plassans; przypatrując się atoli kopercie, w żaden sposób nie zdołał rozpoznać charakteru pisma.
Na dobitek pod owym listem nie było podpisu.
Przeczytawszy kilka wierszy, Paskal machnął ręką z gniewu i chciał już podrzeć owo piśmidło marne, lecz potem namyślił się i acz drżał z gniewu, usiadł, by przeczytać list do końca.
Zresztą z pozoru styl był zupełnie przyzwoity, ani na krok jeden nie zbaczający od wyrażeń ogólnie przyjętych w dobrem towarzystwie.
Zdania długie, ciągnące się jedne za drugiemi, acz umiarkowane i oszczędzające Pascala, usiłowały go równocześnie przekonać, iż postępuje jak najgorzej.
Dyplomatycznie, lecz i dosyć wyraźnie zarazem powiadamiano go, przytaczając tysiące i jeden morałów banalnych, iż skandal trwał już w Soulejadzie zbyt długo.
Jeżeli namiętności, a nawet miłość może, do pewnego stopnia, objaśniać błędy, tudzież upadek bliźnich, to człowiek w jego wieku, tudzież w jego położeniu staje się godnym pogardy, tak, stanowczo godnym pogardy, jeżeli w dalszym ciągu będzie się upierał pogarszać nieszczęście, jakie z jego winy spadło na wyzyskiwaną przez niego krewniaczkę.
Nikt poprostu nie przeczuwał, do jakiego stopnia Pascal wywiera wpływ na swoją synowicę; zresztą ludzie teraz już rozumieją, że dzięki temu wpływowi ta synowica
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/410
Ta strona została przepisana.