Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/417

Ta strona została przepisana.

Nadewszystko atoli żałował krwawo błędu, którego się dopuścił, stosunku, jaki zawiązał z piękną brunetką. Ta wprost usadowiła się pod jego dachem od chwili, gdy nie umiał nad sobą zapanować i zaczął na pieszczoty z ową dziewczyną tracić resztki i tak nadszarpanego zdrowia; co najgorsza zaś, teraz dowiedzał się z pewnością wszelką, jako ową zjadaczkę mężczyzn przysłał mu podstępnie w podarunku jego własny ojciec.
Tak jest, przysłał mu ją Saccard z niesłychaną uprzejmością, poprostu dlatego, by zagarnąć po nim w spadku cały majątek.
Ostatecznie przeto Maksym wyrzucił brunetkę za drzwi i niemal zabarykadował się w swym pałacu, nawet ojca nie puszczając poza próg, drżąc zaś ze strachu, by pewnego pięknego poranku stary urwis nie wlazł do niego przez okno.
Z drugiej strony atoli samotność, na którą teraz był skazany, przestraszała go niepomiernie; to też rozpaczliwym głosem przyzywał siostrę, widząc w niej osłonę która broniłaby go przed ohydnemi zasadzkami ojcowskiemi, a zarazem łagodną, tudzież dobrą kobietę, która będzie go troskliwie pielęgnowała w dolegliwościach, nie ustających ani na chwilę.
Ostatecznie list dawał wyraźnie do zrozumienia, że Klotylda nie pożałuje swego przyjazdu, jeżeli tylko będzie się dobrze z bratem obchodziła; w końcu Maksym przypomniał siostrze obietnicę, którą mu ongi dała w Plassans, gdy tam przyjechał, że zamieszka u niego, skoro zajdzie istotna tego z czasem potrzeba.
Pascal uczuł, że krew ścina się mu w żyłach.