— Patrzcie! pracujesz?
Pascal nie podniósł głowy, jeno odpowiedział z miną wielce zajętą
— Tak, siedzę nad Drzewem Genealogicznem, ponieważ oddawna go już nie uzupełniałem odpowiednio do wypadków.
Klotylda przez kilka minut stała za nim i przyglądała się temu, co pisał.
Uzupełniał notatki, odnoszące się do Ciotki Didy, wuja Macquarta i małego Karolka, pozapisywał datę ich śmierci, oraz szczegóły tejże śmierci. Potem, kiedy doktór wciąż się jeszcze nie ruszał i udawał poprostu, że nie wie, iż Klotylda stoi tuż za nim, czekając na pocałunki i na śmiechy tak, jak innych poranków, podeszła aż do okna, następnie zaś nie mając żadnego zajęcia, z powrotem zbliżyła się do Pascala.
— A więc pracuje się naprawdę, poważnie?
— Bez wątpienia, sama bowiem przyznasz, iż powinienem był zaznaczyć te zgony już przeszło od miesiąca. A nadto mam cały stos papierów, które na mnie oczekują.
Tu znowu popatrzyła na niego bystro, jak zawsze z pewnym rodzajem zapytania, którem starała się niejako zbadać jego oczy.
— Dobrze! pracujmy... Jeżeli miałbyś do zrobienia jakie wyciągi albo notatki do przepisania, to daj mi je z łaski swojej...
I od tego więc dnia doktór udawał, iż się pogrążył cały w pracy.
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/425
Ta strona została przepisana.