przekonać naocznie, czy okiennice są, porządnie pozamykane.
Mistral wiejąc, rzucał się zawsze na Soulejadę z ukosa, ponad dachami Plassans, po grzbiecie wyżyny niewielkiej, na której stał dom. I był to szał istny, istna pełna wściekłości trąba, która chłostała dom cały, wstrząsając go od piwnic aż do strychu, bezustannie, i podczas dni i podczas nocy.
Dachówki spadały; okucia okien wiatr wyrywał z łatwością; równocześnie zaś wdzierał się poprzez szyby do wnętrza domu, kwiląc niby jakaś skarga stłumiona, a drzwi za każdym razem, ilekroć zapomniano ich zamknąć, zatrzaskiwały się same z hukiem, nieustępującym wystrzałowi armaty. Śmiało rzecby można, że trzeba było wytrzymać formalne oblężenie wśród hałasu piekielnego i obaw.
A więc nazajutrz w owym domu ponurym, napastowanym przez wiatr olbrzymi, Pascal chciał się zająć pospołu z Klotyldą przygotowaniami do odjazdu. Stara pani Rougon miała powrócić dopiero w niedzielę, w chwili już samego rozstania.
Gdy Martynę powiadomiono o mającym nastąpić odjeździe, widocznem było, iż na razie owa wieść ją wzruszyła; nie odezwała się przecież ani słowa, jeno w oczach jej zamigotał płomień przelotny; kiedy zaś wysłano ją z pokoju, twierdząc, iż się obejdzie bez niej przy pakowaniu, powróciła do kuchni i tam podjęła dawniejsze zajęcia z miną taką, jak gdyby zgoła nic nie wiedziała o katastrofie, która burzyła ze szczętem ich pożycie we troje.
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/440
Ta strona została przepisana.