Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/449

Ta strona została przepisana.

skąpstwem niemal brudnem, jakie od tej pory za stałą przyjął zasadę. Następnie, sprzeda bez wątpienia Soulejadę, będzie pracował i postara się o położenie tamy kłopotom pieniężnym.
Pięciu tysięcy franków atoli, które pozostały jeszcze, za nic w świecie odtąd nie ruszy, ponieważ należą one święcie do Klotyldy, tak, są jej własnością i każdej chwili znajdzie je ona w tej oto szufladzie.
— Mistrzu, mistrzu, tyle mi cierpień zadajesz teraz...
Pascal przerwał jej.
— Tak chcę, a nie inaczej, i to ty właśnie krwawisz mi serce... Patrz, już jest wpół do ósmej, trzeba więc, bym obwiązał sznurami twe tłumoki, skoro są już zamknięte.
Kiedy Klotylda i Martyna pozostały same, twarz w twarz, patrzyły na siebie przez chwilę w milczeniu głuchem.
Od chwili, gdy się położenie zmieniło, odczuwały instynktownie, że istnieje między niemi antagonizm skryty, mający źródło w świetnym tryumfie młodej pani i zazdrości tajonej starej służącej, uwielbiającej swego pana. Dzisiaj zdawało się napozór, iż zwyciężała właśnie ta ostatnia.
W owej godzinie rozstania jednak ich wzruszenie wspólne zbliżyło je ku sobie nawzajem.
— Martyno, pamiętaj, abyś go nie karmiła, jak jakiego biedaka. Przyrzeknij mi, że będzie miał codziennie mięso i wino.
— Niech się panienka nie boi!