Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/47

Ta strona została przepisana.

na z dawnej sukni jedwabnej z czasów Ludwika XV, okrywała wspaniale łóżko, stojące przy ścianie naprzeciwko okien, w samym jej środku; cały stos poduszek starał się umożliwić przesiadywanie na twardym szezlongu; stały tam wreszcie dwie etażerki, tudzież stół, również obite starym jedwabiem w kwiaty, odsłaniającym tu i owdzie drewniane futrowanie sprzętów.
Ostatecznie Klotylda naciągnęła pończochy i włożyła kaftaniczek z białej piki; potem wsunąwszy stopy w pantofle z szarego płótna, pobiegła do swej gotowalni, pokoju, leżącego poza sypialnią i mającego okno na inny front.
Obecna jego właścicielka kazała poprostu obić go zwyczajnym drelichem w pasy niebieskie; wstawiono tam jedynie sprzęty z jodły politurowanej, tualetę, dwie szafy, krzesła. Całość przecież nosiła znamię naturalnej i wdzięcznej kokieteryi — kokieteryi prawdziwie kobiecej Wszystko to zjawiło się u Klotyldy w tym samym czasie, co i piękność.
Bywała ona jeszcze chwilami chłopcem, zuchowatym i upartym zarazem, równocześnie atoli czarowała wdziękiem, uległością, czułością, nakazującemi ją kochać tak, jak ona kochała. Naprawdę wzrastała zupełnie niezależnie, nauczywszy się tylko czytać i pisać; potem kształciła się sama, dosyć niesystematycznie, przy pomocy stryja. Nie układali bowiem oboje żadnego planu nauk; on nie życzył sobie bynajmniej zrobić z niej jakiegoś potwora uczoności, ona zaś żywiła upodobanie namiętne tylko do nauk przyrodniczych, co oświetliło jej różnicę zasadniczą i stosunek wzajemny obu płci. I za-