Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/50

Ta strona została przepisana.

jadalni i tej kuchni, był już tylko jeden zaniedbany pokój, w którym teraz przechowywano zapasy kartofli. Dawniej, gdy doktór jeszcze przyjmował u siebie pacyentów, był tam jego gabinet; lecz już przed laty wyniesiono ztamtąd na górę zarówno biurko, jak i fotel. Prócz tego poza kuchnią, znajdowała się jeszcze izdebka maleńka, siedziba starej służącej, bardzo czysta, umeblowana zwyczajnie. Stała tam komoda orzechowa i wązkie, mnisze łóżeczko, osłonięte białemi firankami.
— A więc sądzisz, iż on w dalszym ciągu prowadzi fabrykacyę owego likieru? — spytała Klotylda.
— Naturalnie! Bezwątpienia nad nim pracuje. Przecież panienka wie, że zapomina o jedzeniu i piciu z chwilą, gdy się do tego zabierze.
Klotylda tedy całe swoje przygnębienie, tudzież zawód zdołała wyrazić tylko w okrzyku, pełnym skargi.
— Ach! mój Boże! mój Boże!
Po chwili Martyna zaczęła porządkować swoją izdebkę, Klotylda zaś wziąwszy parasolkę, umieszczoną na wieszadle w przedpokoju, poszła do ogrodu, by tam zjeść bułkę, poszła zrozpaczona i niewiedząca, czem wypełnić ranne godziny aż do południa.
Mniej więcej przed laty siedmnastu Soulejada przeszła za dwadzieścia tysięcy franków w posiadanie doktora Pascala, który wówczas właśnie postanowił opuścić swój maleńki domek na Nowem Mieście. Chciał bowiem nie tylko sam zamieszkać nieco na uboczu, lecz równocześnie użyczyć swej synowicy, przysłanej mu przez brata z Paryża, więcej swobody i więcej świeżego powietrza.