Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/526

Ta strona została przepisana.

— A któż taki mógłby to uczynić? Klotylda? Ech! biedna dziewczyna śpi zbyt mocno!... A gdy przyjdzie wówczas, kiedy już wszystko będzie skończonem, kpię sobie z jej gniewów!.. Bądź spokojną! Nie będę się ukrywała, zostawię szafę próżną i otwartą; powiem głośno, że to ja właśnie oczyściłam dom.. Ach! mój Boże, będę sobie kpiła z wszystkiego, gdy nie pozostanie ani jednego wiersza tych piśmideł.
Prawie przez dwie godziny ogień w kominku nie gasnął. Obie kobiety przysunęły się do szafy, opróżniły dwie inne półki tak, iż pozostał sam spód, zarzucony stosem zmięszanych pospołu, a bez ładu notatek. Rozpalone ciepłem tego ognia, spocone i zdyszane, zapadły w jakąś gorączkę zniszczenia. Przykucnęły, poczerniły sobie ręce, rozrzucając resztki źle spalone; gestykulowały gwałtownie, rozrzuciwszy na wszystkie stronę swoje siwe włosy. Był to jakiś rodzaj męczeństwa świętego, całopalenie myśli pisanej na placu publicznym, wobec wszystkich, zniszczenia świata prawdy i nadziei. A wielką jasność rozlewaną dokoła przez lampę, zaciemniały niekiedy cienie obu kręcących się po dyabelsku kobiet.
I gdy Felicyta chciała opróżnić spód szafy, by spalić nawet owe bezładne notatki, nagle wydała stłumiony okrzyk tryumfu:
— Ach! to one:.. W ogień, w ogień!
A więc ostatecznie odkryła dokumenta. Doktór ukrył owe teki błękitne na samym tyle szafy pod nawałem notatek. Wtedy u Felicyty gorączka zniszczenia doszła do szczytu; jakaś wściekłość ją porwała; obu rękoma porywała stosy dokumentów i rzucała w ogień!