Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/529

Ta strona została przepisana.

stępnie zaś było to dziedzictwo święte, oddane mi do obrony, ostatnia myśl umierającego; to, co zostało po wielkim umyśle; to, co powinnam była oddać ogółowi... Tak, jesteś moją babką, lecz równocześnie pamiętaj, iż spaliłaś własnego syna!
— Co, spaliłam Pascala dlatego, że spaliłam jego rękopismy! — krzyknęła Felicyta. — Ech! spaliłabym całe miasto, gdy tem trzeba było ocalić dobro imię naszej rodziny.
Wysuwała się wciąż naprzód, usposobiona do sprzeczki, upojona zwycięstwem; Klotylda zaś, która złożyła na stole zczerniałe ułomki, uratowane przez siebie, teraz zasłoniła je własnem ciałem z obawy, by babka ponownie nie wrzuciła ich w płomienie. Ale Felicyta już niemi gardziła, już nie troszczyła się o ogień w kominku, na szczęście wygasający sam przez się, podczas gdy Martyna łopatką dusiła zgliszcza i ostatnie płomyki palących się popiołów.
— Wiesz przecież o tem doskonale — ciągnęła dalej staruszka, której mała postać zdawała się rosnąć iż posiadam jedną tylko żądzę, jedną tylko ambicyę. szczęście i władzę naszych. Walczyłam, czuwałam przez życie całe; żyłam i żyję tak długo jedynie dlatego, że tłumiłam wszystkie opowieści szpetne i pozostawienia po nas legendy, pełnej chwały... Tak, nie rozpaczałam nigdy, nigdy broni nie porzucałam, byłam gotową do korzystania z okoliczności choćby najmniejszych... I wszystko, czego chciałam, zdołałam dokonać, ponieważ umiałam czekać.