Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/532

Ta strona została przepisana.

Ono jedno ocalało w całości; była to więc relikwia święta. Wzięła je i schowała w komodzie w sypialni wraz z innemi ułamkami, tylko w połowie uratowanemi.
Ale, gdy znalazła się sama z powrotem w owym pokoju poważnym, ogarnęło ją. wzruszenie niezmierne. Co za spokój nadziemski, co za cisza nieśmiertelna, tuż obok rabunku niszczycielskiego, który napełnił salę sąsiednią dymem, oraz popiołem. Błogość święta unosiła się wśród cieni, gromnice paliły się płomieniem nieruchomym. I wówczas spostrzegła, że twarz Pascala bardzo już zbladła, otoczona siwemi falami włosów śnieżnych i brody śnieżnej. Spał w świetle, otoczony aureolą, niebiańsko piękny. Schyliła się, pocałowała go raz jeszcze i poczuła swemi wargami chłód tej twarzy marmurowej, z zamkniętemi powiekami, marzącej o wieczności. Boleść jej, że nie zdołała ocalić dzieła, którego miała być strażniczką, przybrała tak wielkie rozmiary, iż padła na oba kolana z łkaniem głośnem. Geniusz został okradziony; zdawało jej się tedy, że cały świat się zawali, skoro zniszczono życie, poświęcone pracy.




XIV.

Klotylda siedziała w sali i zapinała z powrotem stanik, trzymając jeszcze na kolanach dziecko, które tylko co nakarmiła. Było to w porze po śniadaniu, około godziny trzeciej, w przepysznym dniu letnim pod koniec